Moje wspomnienia

Wigilia niezwyczajna

Rok 1943. Pierwsze wspólne Boże Narodzenie batalionu „Mączyński”, organizacja uroczystości – konspiracyjna. Nawet nasi rodzice nie wiedzieli, że na dzień przed kalendarzowymi świętami ich dzieci będą śpiewać kolędy w starym, drewnianym dworku – w Powsinie.

Dworek tuż, tuż, vis-a-vis kościoła zamieszkały przez rodzinę naszej koleżanki – Zosi Hagno. Rodzina została przesiedlona z dużego gospodarstwa na Pomorzu. Ojciec Zosi wraz z pracą w lesie otrzymał w dworku mieszkanie. Dworek był miejscem bezpiecznym. Ojciec Zosi miał przywileje poruszania się w godzinach zabronionych. Mógł więc nas pilnować i wyciąć dla nas choinkę, zdobyć deski na stół dla czterdziestu osób i zbić dla nas ławki. Zosia i Hanka ugotowały na wigilię kapustę z grochem i grzybami. Choinka czekała na ubranie, przyniesionymi przez gości zabawkami. Każdy powiesił gwiazdkę, laleczkę, łańcuch. Co kto chciał – tym stroił drzewko. Świeczki zafundowała rodzina Zosi. Śpiew naszych kolęd wypływał daleko ponad dom Zosi – ale jakoś nikomu nie przeszkadzał.

To była wigilia jedyna w moim życiu, niezapomniana. Noszę Ją w sercu i w głowie.

P.S. Zrobiliśmy sobie wzajemnie prezenty. Na spotkaniach sekcyjnych ciągnęliśmy losy z nazwiskami osoby, dla której mieliśmy przygotować własnoręcznie wykonany prezent. Ja wyciągnęłam Jurka Furmankiewicza. Jurek był znany z tego, że nawet w najmroźniejszą zimę nie nosił, ani szala, ani rękawiczek, ani niczego na głowie. Dlatego zrobiłam mu taki komplet w miniaturze z wełny, w czerwonym kolorze. Całymi latami był ciekaw, od której dziewczyny dostał ten dowcipny prezent. Przez 70 lat był on dla Niego bardzo szanowanym talizmanem, czego nie ukrywał. Po 70 latach, kiedy likwidowałam nasze kombatanckie koło – Jurek poznał prawdę. Obydwoje śmiejąc się – płakaliśmy.

Wigilia Niezwyczajna
Autorka: Barbara Żugajewicz-Kulińska

Modrzewiowy stary dworek w otoczeniu świerków
na ustroniu, w pobliżu kabackiego lasu,
zamieszkały przez wysiedloną rodzinę Zochy,
ubogi, gościnny dom okupacyjnego czasu.

W dużej pachnącej żywicą izbie,
zbite z desek dwie ławy – zbity z desek stół,
u wejścia olbrzymia, rozłożysta choinka,
zdobiona, kolorowa od góry w dół.

Każdy z przybyłych przyniósł jej ozdobę
wykonaną przez siebie, łańcuch, gwiazdkę,
pajacyka, papierową laleczkę,
każdy zapalał z własnym życzeniem
na jej gałązce swoją własną świeczkę.

Na stole opłatek i kapusta z grochem,
przy stole liczna konspiracyjna rodzina,
zapalone w kominku szczapy, dają znać,
że już pora, że czas – Wigilia się rozpoczyna.

Wszyscy wstają i meldują Narodzonemu,
że jeszcze Polska nie zginęła,
a dalej jak fala powodzi, kolęda za kolędą
Jezusowi płynęła.

Dłonie splecione dłońmi, jak nierozerwalny sznur,
w oczach jak w kominku rozpalony żar,
na to się czekało, tego trzeba było, boski dar.

Ale gdzieś nieśmiało i bardzo głęboko,
drąży okrutne, realne pytanie,
czyja świeczka zgaśnie pierwsza,
i czy choć jedna zostanie?

Piękne i bogate bywają Wigilie,
taką jak ta – daje tylko raz życie.
Wszystkie jednakowe – poszły w niepamięć,
ta tkwić będzie zawsze w sercu,
najwspanialsza niezbicie.

Klarysew, 1943 r. / 2006 r.

Autorka: Barbara Żugajewicz-Kulińska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *