Moje wspomnienia

Pierwszy i drugi dzień mojego Powstania w Mirkowie

Pierwszy Dzień mojego Powstania w Mirkowie

Decyzją Przełożonej sanitariuszek Ziuty Bielawskiej „Grażyna”, ja i jeszcze dwie sanitariuszki – zostają w naszym szpitaliku w Mirkowie (Dom Ubezpieczalni Społecznej). Są z nami żona doktora Blusiewicza pani Zofia oraz zawodowa pielęgniarka pani Maria Łepkowska. Pozostałe sanitariuszki – również „Grażyna”, w terenie (na służbie). Nocą – jeszcze pierwszego sierpnia, po bitwie przy dawnej Szmaciarni – zaczynamy przyjmować rannych. Polegli zostają natychmiast transportowani do rodzin – lub grzebani na „Wygonie” (teren w Klarysewie, tuż pod okiem Niemców obsługujących reflektory przeciwlotnicze). Do naszego „Lazaretu” przywożą furmanką Henia Grabskiego ps. „Jezierski”. Zalany krwią, z rozprutym brzuchem, ale przytomny. Siadam na podłodze – Henia kładę na moich kolanach – łóżko za wysokie, nie chcemy go szarpać. Jest przytomny. Mówi do mnie zupełnie wyraźnie – „zdejmij z szyi medalik, oddaj mamie” – tylko nie mów, że cierpiałem. Henio, mój kolega, sąsiad – zmarł. Są następni ranni. Nie ma czasu na rozmyślania nad zmarłymi i ich cierpieniami, tak przebiega noc.

Drugi Dzień mojego Powstania w Mirkowie

Ciągle jestem w Mirkowie. Jestem szczęśliwa, że z rannymi nie przywieźli mojego brata Władka ps. „Sęka”. Walczył tam – przy Szmaciarni – na Błotnicy. W Mirkowie panuje podejrzany spokój. Nikt nie opuszcza mieszkań, okna pozasłaniane. Jesteśmy tylko my cztery: Marysia ps. „Irena”, doktorowa i pani Maria Łepkowska. Jesteśmy zmęczone, pogrążone w żalu i oczekujące dalszych wyzwań. Wyzwania są, Mirków „najeżdżają” Niemcy. Są agresywni. Wyraźnie chcą się odegrać za wczorajszą przegraną. Wyglądamy przez okno. Widzimy powiększającą się grupę mężczyzn przepychanych do placu przy ubezpieczalni, czyli budynku, w którym my pełnimy służbę. Kopiąc, szarpiąc i popychając – stawiają nas jak już złapanych mężczyzn pod murem. Czekamy. Jak sięga moja pamięć, mogło tam być ok. 40 osób. Stoimy pod murem. Przed nami kilku Niemców z wycelowanymi w nas karabinami. Egzekucja. Czekamy. Niemcy na dowódcę batalionu – My na śmierć. Nikt z oczekujących śmierci nie krzyczał, nie płakał, nie prosił. Wiem, co ja myślałam. Wprost mnie stał z karabinem młody chłopak. Może dwa lata starszy ode mnie. Zadawałam sobie pytanie: Czy trafi w moją głowę? Czy w serce, a może spudłuje? Przyszedł dowódca batalionu w towarzystwie pani Łozińskiej, która była w Fabryce tłumaczką. Rozmawiała z Niemcem w jego języku bardzo ostro i widocznie przekonująco – skoro egzekucja się nie odbyła. Życie kilkudziesięciu osób zawdzięcza pani Łozinie i… skrzynce wódki.

Po 72 latach…
Dwa lata temu na potrzeby filmu wraz z ekipą filmową odwiedziłam Muzeum Powstania Warszawskiego. Mimo ulewnego deszczu czułam ogromną potrzebę odwiedzenia „Epitafium” – jakim jest ogromnej długości i wysokości mur z czarnych, marmurowych płytek, na których można odczytać nazwisko, miejsce i wiek poległego. Gdzie mamy się zatrzymać? Tu – odpowiedziałam, wskazując nieznane mi miejsce. Podniosłam się z mojego inwalidzkiego wózka i stanęłam w przypadkowym miejscu muru. Na płytkę, którą wybrał mój wzrok, był napis: Śp. Henryk Grabski zginął 1 sierpnia 1944 r. Miał 17 lat (dzień Jego urodzin). Mój czas cofnął się o 72 lata. Objawił mi się Henio i jego rozerwane przez Niemca ciało. Płakałam teraz. Wtedy nie mogłam. Nie było czasu…

Pamiętajmy
Autor: Barbara Żugajewicz-Kulińska.

Pierwszego sierpnia zew
Pierwszego sierpnia krew
Młodość, bunt, heroizm
Odwaga bez opamiętania
Dla godności naszej i przyszłych
Cel Warszawskiego Powstania.

Na barykady z Bogiem
Błogosławieństwo w walce z wrogiem
Bez granic, z pasją, z życiem rozstanie
Żałoby, zagłada, prześladowanie
Na twarzach ocalonych zaduma, skupienie
Bezsennymi nocami dumne wspomnienie.

Motto: Wszyscy coście nie czuli na swym
grzbiecie wroga, pamiętajcie!
Historia lubi się powtarzać
to dla WAS przestroga!

Autorka: Barbara Żugajewicz-Kulińska

Rysunek: Tadeusz Krotos

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *