Moje wspomnienia

Poznajmy bliżej Pułkownika Czesława Mączyńskiego

Postać Pułkownika Mączyńskiego kojarzymy zwykle z patronem Batalionu działającym w okresie okupacji i podczas Powstania Warszawskiego na naszym terenie. Kim był Pułkownik?

Wiedzieli to organizatorzy naszego Batalionu, a najlepiej nasz kolega „Miłosz” (prywatnie Mieczysław Szemelowski), urodzony w Stanisławowie położonym niegdyś blisko Lwowa. Uzupełniając wiedzę „Miłosza”, sięgnęłam do historycznych książek i dowiedziałam się, że Czesław Mączyński urodził się w 1881 roku w Kaszycach w powiecie jarosławskim. Na Uniwersytecie Lwowskim ukończył filologię polską. W 1918 roku organizował Polskie Kadry Wojskowe. Tego roku został Komendantem Obrony Lwowa. Brał udział w wojnie polsko-ukraińskiej. W latach (1919-1920) dowodził 2-gą Brygadą w Dywizji Litewsko-Białoruskiej. W 1922 roku uzyskał mandat poselski komisji wojskowej. W 1929 roku przeniesiony został w stan spoczynku. Zmarł 15 lipca 1935 roku, we Lwowie. Spoczywa ze swoimi żołnierzami na Lwowskim Cmentarzu Łyczakowskim „Orląt Lwowskich”. W 25 rocznicę obrony Lwowa przed Ukraińcami nasz redaktor konspiracyjnej „Barykady” Adam Śliwiak „Skory” pisał: „Orlęta Lwowskie, ta gromada Lwowskich Orląt broniła miasto przed najazdem hajdamaków ukraińskich. Lwów, kresowa stolica Polski krwią swych najlepszych synów i córek pieczętowała swój nierozerwalny związek z Polską. Bohaterstwo Dzieci Polskich przeszło do historii, a Lwów pozostał w granicach Rzeczpospolitej (Barykada numer 41 z 24 listopada 1944 roku).

Jedziemy do Lwowa
Rok 2000. Nasz klub w tym roku posiadał ok. 70-ciu członków. Głosując wyjazd do Lwowa, wszystkie ręce podniosły się ku górze. Jedziemy. Znalazłam biuro podróży. Biuro prowadził młody mężczyzna, oferował przejazd samochodem turystycznym, przewodnika, dwie noce w Hotelu, wizytę wraz z przewodnikiem na cmentarzu. Zwiedzanie Lwowa – z braku czasu – tylko z okien samochodu. Ze wszystkiego się wywiązał. Przed ostatnią z nim rozmową dodał, aby w miarę możliwości zabrać ze sobą cukierki, czekoladki, słodycze. Wyjechaliśmy z Jeziorny o 6-tej (rano). Droga przebiegła nam bez przeszkód. Jelcz, który podróżowaliśmy, zapakowany 60 osobami, a bagażnik słodyczami. Późnym popołudniem byliśmy na miejscu. Kierowca zatrzymał się na skromnej ulicy. Na Hotelu nie było żadnego napisu. Duży, stary, skromny dom – kamienica. W momencie, kiedy kierowca zakończył jazdę – przed autokarem, a ściślej przed drzwiami ukazała się grupa bosych dzieciaków. Są wychudzone, w łachmanach. Każdy z nas trzyma przygotowane cukierki. Dzieci wołają „pani daj”, „pani daj” – wyciągają brudne chude dłonie. My dajemy i płaczemy…
Hotelik skromny, ale czysty. Dwuosobowe pokoiki. Zjadamy to, co przywieźliśmy z Polski, śpimy pod ręcznie haftowaną, białą pościelą. Sprawdzam, czy wszystko w porządku. Zmęczeni zasypiamy z widokiem wyciągniętych dłoni dzieci spragnionych cukierków.

Meldujemy się panie Pułkowniku
Jest 20 maja 2000 roku. Jesteśmy we Lwowie. Jedziemy na Cmentarz Łyczakowski, aby oddać Hołd młodym obrońcom Lwowa i ich dowódcy Pułkownikowi Czesławowi Mączyńskiemu. Pogoda piękna. Na placu przed cmentarzem, tylko kilka kobiet z kwiatami. Czekają na nas. Kupujemy wszystkie kwiaty. Wyjmujemy z samochodu kilkadziesiąt zniczy. Przed nami wzgórze, w drzewach. Nic nie wskazuje na to, że to cmentarz. Jedynie piękna, stara brama prowadzi do celu. Idąc pod górę, można zauważyć, że cmentarz jest jakby podzielony. Najbliżej bramy – nisko są groby polskie. Piękne. Groby znaczących ludzi: malarzy, pisarzy, artystów, wojskowych. Groby marmurowe, z innych szlachetnych kamieni. Ręcznie rzeźbione. Arcydzieło. Robimy zdjęcia. Zostawiamy kwiaty. Idąc dalej, pod górę znajdują się groby ukraińskich bohaterów i cywili. Przed niektórymi grobami stoliki. Zaglądamy do nich. Butelki po alkoholu i resztki jedzenia plus kubeczki do picia. Na szczycie, do którego zmierzamy – ogromny obszar płaszczyzny. Dużo zieleni, drzew. Widoczna panorama Lwowa i… stajemy wszyscy w milczeniu. Widok trudny do opisania. Może to pole białych lilii, może białych chryzantem, a może zlot białych gołębi – nie – to cmentarz usiany małymi grobkami „Orląt”, dzieci broniących naszego miasta Lwowa przed Ukraińcami (1918 roku).
Na tym wzgórzu, tylko rośliny są kolorowe. Budynki, groby, grobowce – w bieli. Stojący przed grobkami dzieci, zwrócony do nich grób ich dowódcy Czesława Mączyńskiego jest również z białego piaskowca. Palimy znicze. Kładziemy kwiaty. Naszemu patronowi Mączyńskiemu śpiewamy Hymn Polski.

Wita nas dyrektor cmentarza. Przedstawiamy się i wpisujemy do księgi turystów. Dyrektor jest rozmowny, opisuje nam trudności w utrzymaniu cmentarza w takim, jakim jest stanie. Dowiadujemy się, że miasto nie jest zainteresowane finansowaniem cmentarza. Cmentarz jest finansowany ze składek Polonii Lwowskiej, darczyńców stałych i turystów. Zostawiamy przygotowane na ten cel pieniądze. Dyrektor opowiada nam nieznaną dotąd historię. Ciało zmarłego w 1935 roku, pułkownika chcieli wykraść Ukraińcy (w wiadomym celu). Polacy dobrze przygotowane zwłoki, ukryli w podziemiu chodnika cmentarza.

W ciszy opuszczamy cmentarz. Do zwiedzania miasta brakuje nastroju… Nasza pani przewodnik przedstawia nam przeszłe uroki Lwowa, kamienice pięknie malowane – niektóre jeszcze żyją, inne już na granicy istnienia. Składamy kwiaty pod pomnikiem Mickiewicza. Widzimy imponujący budynek Opery. Cały czas podziwiamy architekturę naszego – kiedyś miasta Lwowa. Jeździmy po ulicach wykładanych kolorowymi olbrzymimi kamieniami – to jest urocze. Nawet kamienice walące się, podpierane drabinami – wzruszają. I te biedne dzieci czekające na cukierki. Wszystko to zapisujemy w pamięci, wracając do biednego Hoteliku.

Morze krwi sto lat temu,

tu się polało.

Skoro pod każdym krzyżykiem,

Spoczywa młode ciało.

Autorka: Barbara Żugajewicz-Kulińska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *