Moje wspomnienia

Jestem członkiem Batalionu „Mączyńskiego”.

W nastroju egzekucji, łapanek, obozów, mordów, krematoriów, dyscypliny, braku możliwości nauki, braku żywności – przeżyliśmy 2 lata.

Podziemna Polska żyła, rozwijając coraz obszerniejsze sfery konspiracji. Polacy zaczęli wiązać się początkowo w niewielkie, następnie w coraz większe grupy „buntowników”. Pozostali przy życiu młodzi, ale już doświadczeni wojną Wojskowi – stanęli na czele podziemnych organizacji wojskowych. Na naszym terenie takim zjawiskiem był por. Florian Kuskowski – prawnik. To On i Jego przyjaciele zorganizowali na naszym terenie początki Batalionu N.S.Z. (Narodowych Sił Zbrojnych), który w ciągu 2 lat liczył ok. 400 podziemnych żołnierzy i 64 sanitariuszki.

Do mojego Taty coraz częściej przychodzili młodzi mężczyźni. Prowadzili „tajemne rozmowy przy zamkniętych drzwiach”. Miałam wówczas 14 lat, kiedy zaczęłam podsłuchiwać rozmowy. Doszłam do wniosku, że dotyczą one tajnych planów uwolnienia Polski od Niemców. Bardzo mnie to zainteresowało i chciałam brać w tym udział. 17 czerwca 1942 roku złożyłam przysięgę wierności i posłuszeństwa oraz wypełniania rozkazów w obronie Ojczyzny. W tym dniu poczułam się dorosłą. Na pierwsze wyznaczone spotkanie (tajne) moje długie warkocze upięłam na głowie – w „koronę”. Poczułam się starsza. Kilka dni później na moim pierwszym konspiracyjnym zebraniu poznałam kilka koleżanek. Były starsze o 4 – 5 lat, a pani pielęgniarka prowadząca kurs pielęgniarski miała może 30 lat. Spytała, jaki obrałam sobie pseudonim, jakim będą się wszyscy do mnie zwracać. „Zula” – powiedziałam, a ona mnie spytała: dlaczego „Zula”? To jest moja ulubiona śpiewaczka – odpowiedziałam. A skąd ją słyszałaś? – zapytała. Z płyty gramofonowej – odpowiedziałam.

Moje nowe koleżanki były miłe, ładne i dobrze ubrane. Jak dorosłe panie – pomyślałam. Miały piękne do pół łydki spódnice, białe bluzeczki i różnych fasonów żakieciki. Miały pantofle na koturnach – bardzo wówczas mocne i każda trzymała w garści torebkę. Od razu pomyślałam, że są tak ładne ubrane, ponieważ są starsze, pracują i mają pieniądze. Ja byłam ubrana skromniej, w dziewczęce sandałki, marynarską bluzeczkę i w króciutką spódniczkę. Po powrocie do domu wszystko opowiedziałam mamie i następnego dnia sprawa została przedstawiona Żydówce, którą ukrywało moje wujostwo. Żydówka była krawcową i szyła pięknie. Materiały odzieżowe były w sklepach, a więc bez problemu mój obraz i wygląd znacznie się zmienił. Jesienią dostałam od mamy jesionkę, a zimą futro. Futerko nosiłam kilka lat. Na zimę do futerka zrobiono mi modne czarne cholewy. Były ładne – ale trochę ciasne. Też długo w nich chodziłam – kilka lat. Latem mama zafundowała mi piękne „koturny” na korku. Były na skórzanych podeszwach, a całość na korku. Przód z zamszu, w kolorze wiśni. Piękne. Każda z moich koleżanek musiała je obejrzeć, a nawet dotknąć. Te piękne letnie pantofle przeżyły ze mną kilka lat.

Okupacyjna moda
Zimy okupacyjne były trudne. Niedogrzane mieszkania. Ubrania trudno było uszyć samej i trudno było zdobyć coś do przerobienia. O futrach nie można było nawet marzyć. Przeróbki z Mamy czy Taty przedwojennego okrycia zostały zrobione dwa lata temu. Ten problem zawsze mógł rozwiązać bazar. W Warszawie bazarów było wiele. Wystarczyło tam kupić futrzaną mufkę – a już można było z jej futra ozdobić stare palto lub jesionkę. Na bazarze można było kupić wszystko. Ubrania różnego sortu, obrazy starych malarzy, piękną porcelanę, stare swetry, które prułyśmy i robiłyśmy z niego szal i rękawiczki (i pistolet też). Sprzedawali to mieszkańcy zniszczonej Warszawy lub szabrownicy, którzy okradali zniszczone, ale bez właścicieli mieszkania.

Sanitariuszki

Kolejnym problemem był brak mydła. Każda pani domu mydło robiła sama. Oto przepis na doskonałe mydło do mycia i do prania:

Łój + kalafonia + soda kaustyczna + ług + kilka kropel przedwojennych perfum lub wody kolońskiej. Zagotować. Wylać do brytfanny od ciasta. Wystudzić. Klasa!

O ile dla dziewcząt moda okupacyjna – można powiedzieć, była egzaminem „sztuka elegancji”. To dla chłopaków nie było z tym żadnego problemu. Każdy kawaler nie wyszedł na ulicę nawet po papierosy – bez kapelusza. Następnie konieczną, widoczną częścią garnituru była koszula – a jak koszula – to krawat no i marynarka. Niżej spodnie 3/4 zakończone klamerką, wymagające dobrych skarpetek albo długich koniecznie z kantem spodnie no i wyczyszczone obuwie. Do dzisiejszego dnia nie wiem, jak radziły sobie matki mające trzech synów i męża?

Autorka: Barbara Żugajewicz-Kulińska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *