Biały Dworek w żałobie
Konstancin, a w nim pięknie utrzymana przyroda, wyremontowane wille, pomniki, goście, śpiew, taniec, różnego rodzaju rozrywki, kawiarenki i niemieszczące się w tym tłumie – samochody. W każdą niedzielę, czy święto wspaniały klimat do wypoczynku, a jednak… przy bliskim wejściu do parku, widzimy opadający z tynku, zaniedbany o pięknej architekturze – dom – willa przedstawiająca się napisem: „Biały Dworek”. Przed wojną willa przyciągająca urokiem. Po wojnie zabrakło jej właścicieli. Prawdopodobnie zginęli. Nie zgłosił się po nią – nikt. Została osamotniona i w żałobie oczekiwała człowieka i pomocy. Człowiek znalazł się bardzo szybko, a o pomocy mówi jej wygląd i stan…
Willę – „Biały Dworek” w 1945 roku zajęli urzędnicy U.B. (Urząd Bezpieczeństwa) i tu zaczęli swoją chlubną i trudną pracę, polegającą na biciu, katowaniu i mordowaniu wszystkich, którzy walczyli z najeźdźcą o wolną, niepodległą Polskę.
17 maja tego roku, a więc po 74 latach – „Biały Dworek”, ożył. Dokonał tego nasz wspaniały mieszkaniec – pan Janusz Kłos, który swoimi staraniami trwającymi blisko 5 lat, doprowadził opieszałych, a niekiedy niechętnych urzędników do wmurowania tablicy upamiętniającej tajemnice – „Białego Dworku”. Na tablicy, czytamy: „Tablica upamiętniająca żołnierzy Armii Krajowej Batalionu „Krawiec”, Narodowych Sil Zbrojnych „Mączyński”, oraz innych ofiar reżimu komunistycznego w tym zamordowanego Henryka Stokowskiego ps. „Jaskółka” i innych więzionych w willi – „Biały Dworek”.
A tymi innymi byli bliscy mi żołnierze Batalionu „Mączyńskiego”: Adam Śliwiak ps. „Skory” – redaktor „Barykady” (pismo podziemne wydawane na naszym terenie), Tadeusz Gross ps. „Tur” – dowódca I – szego Plutonu, Mieczysław Szemelowski ps. „Miłosz” – oficer wyszkolony, po śmierci por. Kuskowskiego – dowódca Batalionu „Mączyński”. A to relacja – „Miłosza”:
„Wszyscy trzej byliśmy maltretowani i bici przez Ubowców „pracujących” w „Białym Dworku”. Tą metodą byliśmy zmuszani do współpracy z Ubowcami. Dlatego zdecydowaliśmy się na ucieczkę do Gdyni (dalej może uda się uciec do Szwecji). Pierwszej nocy naszej ucieczki, zatrzymaliśmy się w Lipnie. Tej pierwszej nocy zostaliśmy aresztowani przez tamtejsze Urząd Bezpieczeństwa. Ranem wyprowadzono nas na rynek Lipna, z przyczepionymi na plecach płachtami i napisem: „Niemcy”, przez okolicznych mieszkańców, zostaliśmy obrzuceni kamieniami… Po tym przedstawieniu zapakowali nas do pociągu. Byliśmy nieprzytomni, kiedy znaleźliśmy się w Charkowie, w obozie pracy. To był luty 1945 roku. Zaledwie trzy miesiące od naszego przyjazdu do obozu, w maju, na śmierć „głodową”, zmarł Adam Śliwiak. Prosił, żebym jego drobiazgi oddał Basi”.
Następnymi ofiarami Ubowców „pracujących” w „Białym Dworku”, byli bracia Zienkowiczowie, mieszkańcy Skolimowa. Oto ich historia… Znam ją doskonale. Byłam zaprzyjaźniona z tą rodziną. Rodzice i trzech synów: Władysław, Henryk i Witold. Wszyscy trzej byli członkami Armii Krajowej. Witold zginął w lesie, w walce z Niemcami. Władysław i Henryk stali się ofiarami Ubowców z „Białego Dworku”. Tam byli: bici, kopani i zmuszani do współpracy. Zostawiając rodzinę, przyjaciół, swoje bliskie dziewczyny, uciekli, a właściwie przepłynęli, dzięki szwedzkiemu armatorowi, w beczkach po śledziach, na drugą stronę Bałtyku, do Szwecji. Żaden z nich nigdy, nie wrócił do Polski. Bali się polskich tortur. Długie lata swojego życia spędzili w Kanadzie. Władysław został pochowany na obczyźnie, Henryka prochy złożyliśmy w Polsce. Spoczywają na cmentarzu w Skolimowie – przy rodzicach i bracie Witku, który poległ, walcząc z Niemcami, w Piskórce. Razem z rodzicami prześladowanych, przeżywałam latami żałobę i wspomnienia.
Ja również byłam torturowana w „Białym Dworku”, wspomnienia tych dramatycznych wydarzeń, noszę wyżłobione w sercu i w głowie… Wspomnienia dramatyczne!
Autorka: Barbara Żugajewicz-Kulińska