Moje wspomnienia

Dawno temu było tak…

Dawno temu Klarysew nazywano „Osada Klarysew” a adres pocztowy brzmiał: „Osada Klarysew k. Warszawy” – imię i nazwisko odbiorcy – bez kodu, bez ulicy. Korespondencja trafiała szybko i bez kłopotów.

Klarysew w latach 30-tych był osadą niewielką. Domy można było policzyć do około czterdziestu. Urodziłam się w jednym z nich. Dom i ogród był własnością moich rodziców. Ogród przylegał do rowów napełnionych deszczową lub śniegową wodą. Zimą służył do jazdy na łyżwach – latem porośnięty trawą i ozdobnymi kwiatami. Pamiętam przedwiośnie i ogromną wodę, która zalewała ogrody, do tego stopnia, że nie można było wydostać się z domu, a ja z moim bratem Władkiem do sąsiedniego sklepu – jeździliśmy baliom. Te rowy ciągnęły się od stacji Ciuchci w Klarysewie do Jeziorny – toru kolejowego, do kina „Oaza” (kino było własnością pana Sypniewskiego). Rowy były tuż przy brukowanej szosie – z drugiej strony biegły szyny, po których poruszała się kolejka przez wszystkich pieszczotliwie nazywana: „Ciuchią” przez znawców sprawy „wilanowską” lub konną, ponieważ w pierwszym okresie swojego istnienia ciągnęły ją konie. „Ciuchia” jako wspaniały środek lokomocji pojawiła się w roku 1897, a jej pierwszą stacją była stacja w Warszawie na rogu Placu Unii i ul. Puławskiej. Ostatnią stacją był Klarysew. W Klarysewie zabierała z pracy i do pracy osoby pracujące w Mirkowskiej Fabryce Papieru oraz mieszkańców wiosek nadwiślańskich. Pomagała w tym fabryczne drezyny zbudowane z wagonika. Wnętrze wagonika miało ławki – wejście dwa schodki. Drezynę ciągnął koń popędzany przez furmana. Kiedy ja jeździłam do szkoły w Mirkowie, a były to lata 35-39 – koniem poganiał pan Kuźba. Drezyna funkcjonowała zgodnie z planem kolejki, a zatrzymywała się tylko na Osiedlu „Porąbka” inaczej „Edwardów”, to Osiedle kilku ogromnych domów zamieszkałych przez pracowników Fabryki.

„Ciuchcia” zyskała ogromną popularność i potrzebę dalszego rozwoju. Stopniowo powstawały stacje: Jeziorna, Konstancin, Skolimów, Chylice, Piaseczno – Iwiczna. Dla umożliwienia częstego pokonywania trasy: Warszawa – dalsze stacje – kilka stacji zaopatrzono podwójnymi torami. Stacje te nazwano „mijankami”, a były to do końca istnienia „Ciuchci” stacje: Piaseczno – Rozjazd Oborski – Konstancin – Klarysew – Powsin – Wilanów. Tak jak je nazwano – tak się działo. Na tych stacjach kolejki mijały się bezkolizyjnie.

Och Ciuchcia

To nie był tylko środek komunikacji. To nie było tylko miejsce spotkań towarzyskich, załatwiania interesów, a czasami tylko gry w karty, randek. Podczas niemieckiej okupacji był to świetny środek do nauki przewożenia rzeczy zakazanych książek, grypsów, a nawet broni. Przewożenia kiełbas, boczku, wędlin i innych frykasów. Śpiewanie przez beznogich byłych żołnierzy patriotycznych piosenek. Ciuchcia w okupowanej Polsce nosiła również niebezpieczeństwo. Niemal codziennie w Wilanowie odbywały się „łapanki” (na ludzi). Niemcy wpadali do wagonów i wyciągali pasażera, który się im podobał. Na placu przed cmentarzem stał lub stały samochody, do których pod „kolbą” ładowali ludzi. Dokąd? Do obozów koncentracyjnych, do pracy w niemieckich fabrykach, czy gospodarstwach, w polu.

Bombardowanie Warszawy niszczyło miasto. W pierwszych dniach września 39 roku, został zniszczony przepiękny pomnik naszych pilotów „Żwirki i Wigury”. Pierwsza z nim stacja „Ciuchi”. Pomnik wypełniał Plac Unii Lubelskiej, stacja miała miejsce na Rogu Placu Unii i ul. Puławskiej i tam zaczynało się życie naszej kolejki. Szczątki pomnika Niemcy wykorzystali na amunicję – dla „Ciuchci” postawili szopę (stację) na ul. Belwederskiej w miejscu, gdzie obecnie znajduje się gmach Ambasady Federacji Rosyjskiej. Od tej stacji do Placu Unii chodziliśmy po gruzach zniszczonej Warszawy. Przed odjazdem „Ciuchci” pasażerowie, w tym ja słyszeliśmy w ciągu kilku lat naszych podróży, twardy obrzydliwy głos Niemca: „Achtung, achtung. Personenzug nach Piaseczno fährt ab, bitte einsteigen“, co znaczyło: „Uwaga, uwaga. Pociąg osobowy do Piaseczna odchodzi. Proszę wsiadać“. Wszyscy wracaliśmy do swoich domów. Do domów oświetlonych karbidowymi lampkami, do zacierkowej zupy, kraszonej olejem i do bliskich z niepokojem: Czy wszyscy żyją?

Ciuchcię skasowano w 1971 roku. Rozebrano podkłady i szyny. Położono luksusowy na drodze – asfalt. Wszystko przygotowano dla wygody setek samochodów, które mieszkańcom przeszkadzają spokojnie żyć, zabijają zwierzęta, a ptaki opuściły okolicę…

Ptasie Problemy

Najpierw przyfrunął mąż – Słowik

ale kiedy usłyszał nieznośny hałas

odleciał zaraz. Powiedział:

nie może tu mieszkać żona – Słowikowa,

w takim hałasie dzieci nie wychowa

albo wychowa dzieci bez słuchu –

w takim huku.

Przyfrunął maleńki Czyżyk

wynająć letnie mieszkanie,

zginiemy tu – ćwierknął –

nie dla nas to zamieszanie.

Piękne w kolorach, eleganckie Kraski rzekły:

ludzie tak, ale te trzaski i wrzaski!

Zanim sie rozpadkowały, już ich nie było,

gdzi indziej“ – rzekły, będzie się spokojniej żyło.

Nawet bezczelne, przebojowe i złośliwe Sroki,

co w życiu dobrze zawsze sobie radziły,

też sie wyprowadziły.

A pospolite Kawki niby bez wymagań z natury,

odleciały bo kochają kominowe

ale spokojne dziury.

Kowaliki i Dzięcioły

ogłosiły z okolicy rozstanie,

owszem lubią, ale własne stukanie.

Zięby, Szpaki i milutkie Sikoreczki

nie pokazują się od pewnego czasu,

jak mówią wróble – plotkarze

przeniosły się do dalekiego lasu.

Kochające się Synogarlice

nie mogą żyć bez gruchania,

piękne jest ich gruchanie,

ale bez zagłuszania.

I tak w starych ogrodach

ucichły ptasie godowe zalotne trele,

ucichło radosne piskląt ćwierkanie,

ustało młodych ptasząt fruwanie.

A ulicą Warszawską toczą się ciężkie pojazdy,

wielotonowe tiry, tysiące samochodowych koni,

samobójcy w kaskach, jeden drugiego goni!

To też w tej wytwórni smrodu, halasu i wrzasku,

nie usłyszysz ptaszka,

ale możesz zobaczyć go na obrazku.

Klarysew, w sierpniu 2007 r.

Autorka: Barbara Żugajewicz-Kulińska

2 komentarze do “Dawno temu było tak…

  • Dzień dobry, Mój Dziadek i Babcia [Józefa – z domu Hausner i Wacław Wróblewscy] wraz z moim Tatą Ryszardem Wróblewskim i jego starszą Siostrą Eugenią, w czerwcu 1944 roku zatrzymali się na jakiś czas u swojego znajomego w KLARYSEWIE uciekając z Sarn na Wołyniu przed Rosjanami. Mam zdjęcie ich wszystkich, w tym Pana i jego córki [bądź wnuczki] u którego zamieszkali. Tuz przed Powstaniem zamieszkali u Brata Babci Józefa Hausnera przy Krakowskim Przedmieściu [24 lub 26] w Warszawie. Jest to ostatnie zdjęcie Babci i Dziadka ponieważ 1. sierpnia 1944 tuż po godzinie „W” kiedy wracali pociągiem z Klarysewa zostali w okolicach Belwederu rozstrzelani przez Niemców wraz z większą grupą ludzi. Miejsce rozstrzelania nie jest do końca pewne, natomiast pewne jest, że w pierwszym dniu Powstania oboje zginęli. Mój Tata został sierotą a po Powstaniu wraz z wujkiem Hausnerem dostali się do obozu w Prenzlau [na wschód od Kołbaskowa] gdzie byli do końca wojny. Osada Klarysewo nie była zbyt wielka przed wojną. Mam zatem wielką prośbę czy mógłbym przesłać to zdjęcie Pani Barbarze Żugajewicz-Kulińskiej, bo być może rozpozna tego Pana ze zdjęcia. Gromadzę dane o Rodzinie i to jest jedna z białych plan na mapie. Serdecznie pozdrawiam i liczę na pomoc Piotr Wróblewski P.S. Ani Tata, ani Siostry taty nie byli w stanie podać nazwiska tego Pana Wróblewski MÓJ EMAIL: piotrysz@gmail.com

    Odpowiedz
  • O Pani Barbarze i Jej historii dowiedziałem się z filmu na który natrafiłem wczoraj.

    Odpowiedz

Skomentuj Piotr Wróblewski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *